CZY ZJEDNOCZONA PRAWICA IDZIE PO WI Ę KSZO ŚĆ KONSTYTUCYJN Ą? Dorota Łosiewicz w przedwyborczej rozmowie z wicepremierem Jarosławem Gowinem. Tematy to m.in. zaostrzająca się wojna światopoglądowa w Polsce, której przejawem są napaści na księży katolickich, i możliwi partnerzy Zjednoczonej Prawicy do współrządzenia jesienią.
To co spotkało mnie na początku ciąży, pchnęło mnie do tego, by zebrać historie ludzi, którzy doświadczyli w życiu bożej interwencji i zgodzili się o tym opowiedzieć. I nie chodziło mi o cuda, które badały już komisje kościelne, nie o historie, które stały się przyczynkiem do uznania kogoś za błogosławionego lub świętego.
Warto zadbać szczególnie w ciąży o dobrze zbilansowaną dietę. Zapotrzebowanie kaloryczne to indywidualna sprawa każdego człowieka i zależy od jego wieku, wagi, aktywności fizycznej. Zapotrzebowanie kaloryczne kobiety w ciąży zależy od jej zaawansowania. W pierwszym trymestrze + 0 kcal – w ym czasie zapotrzebowanie jest takie samo
MOI RODZICE MARTA KACZYŃSKA, DOROTA ŁOSIEWICZ • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! • Oferta 12790019460
Wyświetl profil użytkownika Igor Łosiewicz na LinkedIn, największej sieci zawodowej na świecie. Igor Łosiewicz ma 6 stanowisk w swoim profilu. Zobacz pełny profil użytkownika Igor Łosiewicz i odkryj jego/jej kontakty oraz stanowiska w podobnych firmach.
Vay Tiền Online Chuyển Khoản Ngay. Dzisiaj Błażej ma pięć lat. Urodził się, gdy jego mama była w 29 tygodniu ciąży. Chłopiec ważył niewiele ponad kilogram. Niestety, okazało się, że ma czterokończynowe mózgowe porażenie dziecięce. Praktycznie od urodzenia jest rehabilitowany. Obecnie korzysta też z pomocy logopedy i neurologa. Nie chodzi samodzielnie. - W domu Błażej porusza się na czworaka lub przemieszcza po podłodze i dywanie, siedząc na pupie. Z wózka inwalidzkiego korzystamy, gdy wychodzimy na zewnątrz - mówi Justyna Pukas, mama Błażeja. Błażej uczęszcza do przedszkola w Krasnymstawie. Bardzo dobrze rozwija się intelektualnie. Chwalą go wszyscy, bo jest bardzo zdolny. Szybko się uczy, chętnie recytuje wiersze i śpiewa piosenki. W domu i przedszkolu korzysta z pionizatora. Niedługo też dostanie własną bieżnię, kupioną z dofinansowaniem z PCPR. Żeby mógł jednak stanąć samodzielnie na nogi, potrzebny jest kosztowny zabieg metodą Ulzibata. Wykonywany jest on w znieczuleniu ogólnym. - Zabieg ten likwiduje bolesne przykurcze mięśni. Dzieci, takie jak Błażej, mają wzmożone napięcie mięśniowe, przez co trudniej jest im się poruszać - tłumaczy mama chłopca. Zabieg ma się odbyć 3 marca w Krakowie. Będzie kosztował 12 tys. 900 zł. Fundacja Votum, która prowadzi zbiórkę pieniędzy, dokłada 5 tys. zł. Potrzeba więc niemal 8 tys. zł. - Wychowuję Błażeja sama i niestety nie stać mnie na sfinansowanie zabiegu, dlatego prosimy o wsparcie - przyznaje pani Justyna. Zbiórkę na terenie gminy Rejowiec zorganizowała Dorota Łosiewicz, dyrektorka Gminnego Ośrodka Kultury w Rejowcu. Pieniądze były też zbierane do puszek w kościele w Rejowcu, a w ubiegły poniedziałek, za namową radnej Łosiewicz, dorzucili się radni powiatu chełmskiego. - Znam mamę chłopca. Jest członkiem KGW w Woli Żulińskiej. Gdy się dowiedziała, że powinno udać nam się zebrać całą potrzebną kwotę, odetchnęła z ulgą - mówi Łosiewicz. - Bardzo serdecznie dziękuję za wpłaty na Błażejka. W tej chwili mamy ponad 6 tys. zł. Do marca jest jeszcze czas. Gdyby jednak ktoś chciał wesprzeć leczenie chłopca, jest utworzona zrzutka w internecie - mówi dyrektor Łosiewicz. Mama chłopca nie tylko musi zapłacić za zabieg, ale też zapewnić mu transport do szpitala w Krakowie. Będzie też potrzebowała pieniędzy na inne wydatki związane z wyjazdem. Chłopiec będzie nadal wymagał stałej opieki lekarskiej i rehabilitacji. Żadna złotówka z pewnością się nie zmarnuje. Każda wpłata pomoże mu w jego walce o zdrowie. Konto dla Błażeja Pukasa udostępnione jest przez Fundację Votum: 32 1500 1067 1210 6008 3182 0000. Warto też chłopcu przekazać swój 1 proc. podatku, wpisując KRS: 0000272272, cel szczegółowy: Błażej Pukas. Ponadto można wesprzeć akcję, kupując lub ofiarowując jakiś przedmiot na Facebooku, na koncie "Licytacje dla Błażejka". Czytaj także: Walczymy, bo ją kochamy!
Opublikowano: 2022-01-27 11:45: · aktualizacja: 2022-01-27 14:27: Dział: Społeczeństwo Tragedia w Częstochowie. Zmarła 37-latka w ciąży bliźniaczej. Znów padają oskarżenia: "Ofiara zakazu aborcji". Szpital wydał oświadczenie Społeczeństwo opublikowano: 2022-01-27 11:45: aktualizacja: 2022-01-27 14:27: zdjęcie ilustracyjne / autor: Fratria/Facebook/Twitter W Częstochowie zmarła 37-letnia kobieta w ciąży bliźniaczej. I podobnie jak w przypadku śmierci pani Izabeli z Pszczyny, feministki i lewica już próbuję przekonywać, że do tragedii doszło przez zakaz aborcji, a obie kobiety są „ofiarami wyroku” TK. Tę dramatyczną historię chce upolitycznić także Rafał Trzaskowski. Śledztwo tymczasem przejęła Prokuratura Regionalna w Katowicach, w której działa specjalny wydział zajmujący się błędami medycznym, a szpital wydał oświadczenie. „Stan pacjentki cały czas pogarszał się. Lekarze podejmowali wszystkie możliwe działania, których celem było uratowanie pacjentki” — zapewnili przedstawiciele placówki, dodając również, że „na postępowanie lekarzy nie wpływało nic innego, poza względami medycznymi i troską o pacjentkę i jej dzieci”. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Nowe informacje ws. śmierci 30-letniej Izabeli. Matka zmarłej: Dlaczego nikt nie mówi, że dziecko było zdrowe? CZYTAJ TAKŻE: Dorota Łosiewicz w „Sieci”: Najlepszą obroną jest atak? Dalsze okoliczności związane ze sprawą śmierci kobiety w szpitalu w Pszczynie Siostra zmarłej w Częstochowie: ciążę zakończono 2 dni po śmierci płodów Jestem siostrą bliźniaczką zmarłej Agnieszki z Częstochowy. Moja siostra zmarła w szpitalu po ponadmiesięcznym pobycie tam. Była w ciąży bliźniaczej. Kiedy w grudniu jeden płód obumarł, mąż Agnieszki (a mój szwagier) błagał lekarzy, by ratowali mu żonę, nawet kosztem ciąży. Agnieszka nosiła tydzień martwy płód. Aż obumarł drugi. Oba wydobyto po dwóch dniach od ich zgonu — powiedziała pani Wioletta, w oświadczeniu opublikowanym na profilu Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Dodała, że jej siostra cały czas bardzo źle się czuła i miała podwyższone CRP, czyli wskaźnik stanu zapalnego w organizmie: Do końca miałam nadzieję, że z tego wyjdzie. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Do szpitala idzie się po to, żeby dostać pomoc, a nie żeby umrzeć. Jak jest się w ciąży, to powinno się mieć jeszcze lepszą opiekę. Siostra spędziła święta w szpitalu, pożegnałam się z nią w ostatniej chwili. Aż zgasła. Siostra zmarłej kobiety dodała też, że rodzina potrzebuje sprawiedliwości i będzie jej szukać. Złożyliśmy skargę do Rzecznika Praw Pacjenta i zawiadomienie do prokuratury. Chcemy uczcić pamięć mojej ukochanej siostry i ochronić inne kobiety w Polsce od podobnego losu — powiedziała. Sprawę zmarłej Agnieszki przejęła Prokuratura Regionalna w Katowicach Śledztwo ws. śmierci 37-letniej Agnieszki, która zmarła we wtorek w szpitalu po stracie ciąży bliźniaczej, przejęła Prokuratura Regionalna w Katowicach – podał w czwartek rzecznik prowadzącej ją wcześniej Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek. W Prokuraturze Regionalnej w Katowicach działa specjalny wydział zajmujący się błędami medycznymi, prowadzący sprawę zmarłej ciężarnej Izabeli z Pszczyny. Prok. Ozimek dodał, że to katowicka prokuratura podejmie decyzje w sprawie dalszych kroków w śledztwie, w tym – sekcji zwłok zmarłej kobiety. Wszczęte w środę śledztwo dotyczy narażenia 37-latki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnego spowodowania jej śmierci. Śledczy będą analizować proces jej leczenia kolejno w Miejskim Szpitalu Zespolonym w Częstochowie, Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie oraz w szpitalu w podczęstochowskiej Blachowni – ze wstępnych ustaleń wynika, że od grudnia do stycznia kobieta była w tych trzech placówkach. Zmarła we wtorek w szpitalu w Blachowni. Zlecono już zabezpieczenie dokumentacji medycznej. Oświadczenie szpitala Oświadczenie w tej sprawie wydał też w środę Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie, gdzie kobieta była hospitalizowana na oddziałach ginekologii i położnictwa oraz neurologii. Poinformowano w nim, że kobieta była dwukrotnie hospitalizowana w tamtejszym Oddziale Ginekologii i Położnictwa z Pododdziałami Patologii Ciąży i Ginekologii Onkologicznej - w dniach od 6 do 13 grudnia ubiegłego roku oraz od 21 grudnia do 5 stycznia tego roku. Po tym, jak nastąpił zgon pierwszego dziecka (w dniu 23 grudnia 2021 roku), przyjęte zostało stanowisko wyczekujące, z uwagi na to, że była szansa, aby uratować drugie dziecko. Pomimo starań lekarzy doszło do obumarcia również drugiego płodu. Natychmiast podjęta została decyzja o zakończeniu ciąży. Lekarze rozpoczęli indukcję mechaniczną i farmakologiczną. Pomimo zastosowania wyżej wymienionych środków brak było odpowiedzi ze strony pacjentki pod postacią rozwierania się szyjki i skurczów macicy. W dniu r. stało się możliwe wykonanie poronienia. Zabieg przeprowadzono w znieczuleniu ogólnym — czytamy w oświadczeniu dyrekcji placówki. Szpital poinformował też, że kobieta była w ostatnich tygodniach trzykrotnie testowana na COVID-19, dwa pierwsze wyniki dały wynik ujemny, ostatni – pozytywny. Pacjentka przebywała również na Oddziale Neurologii naszego Szpitala, gdzie podjętych zostało szereg badań i konsultacji. W dniu nastąpiło nagłe pogorszenie jej stanu zdrowia (duszność, spadek saturacji). Pacjentkę zaintubowano. Wykonano szereg kolejnych badań, na podstawie których stwierdzono cechy zatorowości płucnej i zmiany zapalne. Wykonano wymaz w kierunku SARS-COV II – wynik był pozytywny. Stan pacjentki cały czas pogarszał się. Lekarze podejmowali wszystkie możliwe działania, których celem było uratowanie pacjentki — zapewnili przedstawiciele częstochowskiego szpitala, podkreślając, że współpracują ze wszystkim organami prowadzącymi w tej sprawie postępowania wyjaśniające. Dodano również, że „na postępowanie lekarzy nie wpływało nic innego, poza względami medycznymi i troską o pacjentkę i jej dzieci”. SPRAWDŹ: PEŁNA TREŚĆ OŚWIADCZENIA CZĘSTOCHOWSKIEGO SZPITALA W oświadczeniu nie ma żadnego wspomnienia o sepsie. Mówią o niej za to bliscy zmarłej. Czy jednak jej przyczyną mógł być COVID-19, a nie ciążą? Po kolejnych badaniach stwierdzono cechy zatorowości płucnej i zmiany zapalne. Wymaz w kierunku SARS-CoV-2 dał wynik pozytywny. To wtedy 37-latka została przewieziona do szpitala w Blachowni. Jak ustaliliśmy, została tam przyjęta 24 stycznia o godz. w stanie krytycznym. Miała przejść zabieg niezwiązany z ciążą i połogiem. Zmarła 25 stycznia o godz. 14. - Przyczyną śmierci mogła być sepsa, która pojawiła się w związku z zakażeniem koronawirusem, a nie komplikacjami związanymi z ciążą - twierdzi anonimowe źródło — opisuje sprawę częstochowski oddział „GW”. Kontakt z pacjentką? Sprzeczne wersje Jak zauważył „Gość Niedzielny”, w tej sprawie już pojawiają się pierwsze wersje sprzeczne, dotyczące kontaktu z rodziną. Szpital bardzo utrudniał kontakt, nie pozwolono rodzinie na wgląd do dokumentacji medycznych powołując się na to, że Agnieszka nie napisała upoważnienia dla męża ani siostry. Niestety jej stan widoczny na załączonym filmiku nie pozwolił na to. Zatajano wiele spraw, ze strony medycznej padały słowa o podejrzeniu choroby wściekłych krów, insynuując, że za zły stan zdrowia Agnieszki odpowiada jej nieodpowiednia dieta, bogata w surowe mięso. Cytując pana rehabilitanta ze szpitala: ‘pewnie najadła się surowego mięsa’ i należy teraz do grona 3% populacji, których dotyka ta choroba (wariant Creutzfeldta-Jakoba) — napisano na profilu Aborcyjnego Dream Teamu. Jednak częstochowski szpital podkreśla, że „kontakt z rodziną pacjentki po jej zgłoszeniu się do oddziału był utrzymywany. Rodzina miała również możliwość kontaktu z pacjentką. Szpital podjął w tym zakresie działania przy zachowaniu obostrzeń wynikających z pandemii, które pomogły w kontakcie rodziny z pacjentką”. Kłamstwa ADT nt. księdza „GN” zwrócił uwagę na jeszcze jeden detal. Otóż Aborcyjny Dream Team w cytowanym wyżej apelu oskarża częstochowski szpital o zaniedbania, dodając przy tym, że „nie zapomniano jednak w porę poinformować księdza, aby przyszedł na oddział i odprawił pogrzeb dla dzieci”. Skontaktowaliśmy się z kapelanem częstochowskiego szpitala ks. Henrykiem Czubatem. Stwierdził on, że nic takiego nie miało miejsca — pisze „Gość Niedzielny”. Czy pani Agnieszka zmarła przez zakaz aborcji? Nie! Tygodnik dostępne informacje o tej sprawie przedstawił ginekologicznemu ekspertowi. Jego zdaniem, dają one zbyt małą wiedzę, by jednoznacznie ocenić, czy popełniono jakieś błędy w leczeniu. Stwierdzenie tego wymagałoby szczegółowej analizy dokumentacji medycznej. Nie ma jednak mowy o tym, by śmierć kobiety była skutkiem obowiązywania prawa chroniącego życie dzieci nienarodzonych — podkreślono. Wbrew temu, co sugerują proaborcjoniści, obumarcie jednego z bliźniąt nie oznacza automatycznej konieczności dokonania aborcji drugiego dziecka. Zdarza się bowiem, że po śmierci jednego z bliźniąt, szczęśliwie dochodzi do rozwoju i porodu drugiego. Ale możliwa jest i inna ewentualność: że dojdzie do zaburzeń krzepnięcia lub sepsy, czyli stanu zagrażającego życiu matki. Wtedy należy opróżnić jamę macicy. Nie stoi to jednak absolutnie w sprzeczności z obowiązującym prawem. Jest to konieczność wynikająca z potrzeby ratowania życia matki. Brak jest publicznie dostępnych informacji, by stwierdzić, jak dokładnie było w tym przypadku, ale jedno jest jasne: Agnieszka T. nie zmarła z powodu prawa chroniącego życie — czytamy. Również prawnik Magdalena Korzekwa-Kaliszuk przypomina, że w sprawie tragedii pani Agnieszki z Częstochowy ciągle nie są ustalone fakty. Wersje rodziny i szpitala rażąco się różnią. Ale nawet jeśli przyjąć wersję rodziny, to widać, że ta tragedia nie ma kompletnie nic wspólnego z zakazem aborcji — pisze w mediach społecznościowych. Prawo w żaden sposób nie zabrania usuwania z organizmu matki martwego dziecka. Indukcja porodu martwego dziecka to nie jest aborcja. Zwłoka dwóch dni w indukcji porodu martwych dzieci byłaby czymś absolutnie karygodnym; - śmierć jednego z bliźniaków w 1 trymestrze jest zjawiskiem znanym w medycynie. Często, i to także w krajach z aborcją dostępną na życzenie, wcale nie usuwa się zmarłego dziecka, ale pozwala się na jego wchłonięcie przez organizm matki i bliźniaka. Każdą sytuację należy rozpatrywać indywidualnie. Artykuły poświęcone tragedii w Częstochowie kompletnie to przemilczają — czytamy. Ratowanie matki byłoby możliwe nawet przy całkowitym zakazie aborcji. Niemniej przesłanka mówiąca o możliwości aborcji w przypadku zagrożenia życia i zdrowia matki dalej obowiązuje także mocą ustawy aborcyjnej; - wyrok Trybunału dotyczył przypadków ciąży z dziećmi z podejrzeniem wad rozwojowych. Tutaj mieliśmy jedno dziecko martwe a drugie zdrowe. To kompletnie odmienna sytuacja, której wyrok TK w żaden sposób nie dotyczy — napisała prawnik. Lewica oskarża: Zakaz aborcji zabił panią Agnieszkę z Częstochowy Na środowej konferencji w Sejmie wystąpiły posłanki Lewicy Katarzyna Kotula, Wanda Nowicka, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Marcelina Zawisza, Magdalena Biejat. Katarzyna Kotula powiedziała, że „kolejna kobieta, kolejna ofiara wyroku pseudo Trybunału Konstytucyjnego umarła w polskim szpitalu”. Pani Agnieszka 37-latka, matka trójki dzieci w ciąży bliźniaczej zmarła w szpitalu z powodu bezczynności lekarzy, którzy kierując się wyrokiem pseudo Trybunału czekali aż każdy z płodów obumrze. Pani Agnieszka nosiła martwy płód przez siedem dni, lekarze czekali aż drugi płód obumrze samoistnie, ponieważ uznali, że dopiero wtedy będzie można dokonać usunięcia (płodów) — powiedziała Kotula. Jak mówiła, po obumarciu drugiego płodu lekarze czekali kolejne dwa dni z podjęciem działań. Według wyników badań i doniesień rodziny pani Agnieszka zachorowała w efekcie tych działań w szpitali na sepsę, jednak o samej chorobie nie ma ten moment nic w dokumentach. Jej stan zdrowia pogarszał się z dnia na dzień (…) zakaz aborcji zabił panią Agnieszkę — oskarżyła. Trzaskowski chce upolitycznić tragedię z Częstochowy?! Rafał Trzaskowski we wpisie na Facebooku zwrócił uwagę, że do tragedii doszło w rocznicę pierwszych wyborów, w których Polki mogły kandydować i głosować. „To mogłoby być święto polskich kobiet. Zamiast tego 103 lata później są one znów zmuszone do walki o swoje prawa — napisał prezydent Warszawy. W pełnym oskarżeń wpisie Trzaskowski nawiązał do tragicznej historii 30-letniej Izabeli z Pszczyny. Kobiety, której życie skończyło się przedwcześnie, choć nie musiało. Której życie się skończyło, mimo że była w szpitalu, pod opieką lekarzy. Której życie się skończyło, bo mniej więcej rok wcześniej „obrońcy życia” święcili triumfy po fatalnym wyroku marionetkowego Trybunału Konstytucyjnego. Wyroku, który de facto doprowadził do niemal całkowitego zakazu aborcji w Polsce — napisał.. Dziś wszyscy znowu rozmawiamy o kolejnej śmierci, której - jak się zdaje - można było uniknąć. Być może Agnieszka z Częstochowy mogłaby nadal żyć. Jej bliscy, którzy sami zdecydowali się nagłośnić sprawę, nie mają wątpliwości, że istotną część winy ponoszą rządzący i drakońskie prawo. Ile jeszcze potrzeba dramatów, ilu tragedii, żeby wszyscy cynicy wycierający sobie gęby hasłami o „obronie życia” przestali dla własnych politycznych celów i własnego „spokoju sumienia” grać losem Polek? — dodał. CZYTAJ TAKŻE: „Macie krew na rękach! Zbrodniarze”. Zniszczono tabliczkę na biurze PiS w Bydgoszczy. Schreiber: Zgłaszamy sprawę policji Rzecznik Praw Pacjenta: podjęliśmy postępowanie Podjęliśmy postępowanie w sprawie śmierci pacjentki w szpitalu w Częstochowie; tak szybko, jak to będzie możliwe, postaramy się o zebranie opinii ekspertów i przedstawimy nasze stanowisko - przekazał w środę rzecznik praw pacjenta Bartłomiej Chmielowiec. Rzecznik Praw Pacjenta uczestniczył w posiedzeniu sejmowych komisji, na którym wysłuchano informacji resortów zdrowia i sprawiedliwości o okolicznościach śmierci Izabeli z Pszczyny i jej dziecka. Śmierć kobiety wywołała w całym kraju falę protestów przeciw obowiązującym przepisom dotyczącym aborcji. Chmielowiec w swoim występowaniu odniósł się do śmierci Agnieszki z Częstochowy, której historię przedstawiła w mediach społecznościowych jej rodzina. Rzecznik poinformował, że wszczął już postępowanie w tej sprawie. Skontaktowaliśmy się z rodziną tragicznie zmarłej. Został złożony wniosek przez tę rodzinę. Trwa postępowanie i tak szybko, jak to będzie możliwe, postaramy się o zebranie niezbędnych opinii ekspertów w tym zakresie i przedstawimy nasze stanowisko w tej sprawie — przekazał Chmielowiec. kpc/PAP/ Publikacja dostępna na stronie:
Dorota Łukasiewicz-Kwietniewska, inaczej serialowa Zośka, to żona swojego kolegi z planu - odtwórcy roli Bartka. Rafał Kwietniewski i Dorota Łukasiewicz nie spotykają się na planie serialu, jednak poza nim są sobie niewątpliwie bliscy. Poznajmy zatem parę Łukasiewicz-Kwietniewska: żona serialowego BartkaDorota Łukasiewicz, ekranowa Zośka z popularnej polsatowskiej "Pierwszej Miłości", jest w prywatnym życiu żoną serialowego Bartka. Jest to kolejna miłość zrodzona na planie tej produkcji. Para doczekała się już dwójki dzieci: ich córeczka kończy w tym roku dziesięć lat, a synek osiem. Co ciekawe, młodsza z pociech już w wieku czterech lat czytała samodzielnie bajki. Talent do tekstu jak widać można wyssać z mlekiem Kwietniewski i Dorota Łukasiewicz - szczęśliwa paraHistoria ich poznania na serialowym planie jest dość pogmatwana: ich postacie z zasady nie występują we wspólnych scenach. Jednak gdy serialowa Zośka zaszła w ciążę, poród obierał właśnie Bartek - czyli Rafał Kwietniewski właśnie. Postać Zośki nie ma na celu wzbudzania sympatii widzów, jednak Dorota wydaje się być serdeczną i ciepłą osobą - wedle swoich słów z jednego z wywiadów, odtwarzanie intrygantki i manipulatorki pozwala jej na wyżycie się artystyczne i emocjonalne. Dorota Łukasiewicz: aktorka rodem z KrakowaAktorka "Pierwszej Miłości" szlify zdobywała we wrocławskim teatrze Ad Specatores. Jest to kuźnia talentów, z której wywodzi się wielu rozpoznawalnych z telewizyjnych ról artystów. Dorota Łukasiewicz dalej nie stroni od sceny - prowadzi wraz z mężem Teatr dla Początkujących. Na terenie dawnej wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych aktorzy-amatory mają okazję spróbować swoich sił w trzymiesięcznych projektach - po każdym z nich następuje premiera 2005 roku ukończyła wydział zamiejscowy krakowskiej PWST we Wrocławiu (dziś jest to niezależna uczelnia). Od tamtej pory zadomowiła się w stolicy Śląska. W podobnym czasie tę szkołę skończył również jej mąż Rafał, pochodzący z Katowic. Przygodę z filmem Dorota Łukasiewicz rozpoczęła pod koniec studiów - jej debiut ekranowy to rola Marty w fabularnej produkcji "O czym są moje oczy". Od tamtej pory jej głównym zadaniem aktorskim jest wcielanie się we wspomnianą Zośkę z Pierwszej Miłości - chłodną, wyrachowaną burzycielkę spokoju innych, postać na wskroś nieszczęśliwą. Jej pozostałe role to między innymi epizody w Na Wspólnej, Fali Zbrodni i nieśmiertelnym Świecie Według zapewne nie poprzestanie na tym, a w przyszłości znajdzie czas, by oprócz zajmowania się dwójką wspaniałych dzieci i kochającym małżonkiem, dać się poznać na ekranie ze swojej prawdziwej strony, jakże odmiennej od czarnego charakteru serialowej Zośki. ZOBACZ TAKŻE NA Figurska: dzieci, wiek. Ciekawostki o gwieździe PolsatuKinga z Pierwszej Miłości. Wszystko o ukochanej postaci widzówSabina - Pierwsza Miłość. Trudne losy bohaterki serialu
Tą tragedią żyje cała Polska. To nie miało prawa się zdarzyć. Tą tragedią żyje cała Polska. To nie miało prawa się zdarzyć. 22 września w Szpitalu Powiatowym w Pszczynie zmarła 30-letnia kobieta, która była w 22. tygodniu ciąży. Osierociła córkę. Wszystkie okoliczności tej śmierci muszą być wyjaśnione ponad wszelką wątpliwość. Dorota Łosiewicz opisuje na łamach tygodnika „Sieci” tragiczne wydarzenia w szpitalu w Pszczynie. Publicystka cytuje fragment komunikatu opublikowanego przez pełnomocniczkę rodziny zmarłej: „Przy przyjęciu stwierdzono bezwodzie i potwierdzono zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu. W toku hospitalizacji płód obumarł. Po niespełna 24 godzinach pobytu w szpitalu zmarła także pacjentka. Przyczyną śmierci był wstrząs septyczny”. Autorka przybliża okoliczności, w których kobieta trafiła do szpitala: Nim 30-latka trafiła do szpitala, spędzała czas ze swoją córką, która, jak ustaliła stacja TVN, przewróciła się podczas zabawy i dostała krwotoku z nosa. Pani Iza, bo tak miała na imię kobieta, pojechała z dzieckiem do szpitala do Bielska- Białej. Prawdopodobnie z emocji i stresu pani Izie odeszły wody, o czym poinformowała mamę. Także o tym, że do szpitala ma trafić następnego dnia […]. Rodzina poinformowała media, że kobieta już w trakcie pobytu w szpitalu relacjonowała rodzinie, iż lekarze przyjęli wobec niej postawę wyczekującą. Powstrzymywali się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co pacjentka wiązała z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwości legalnej aborcji. Łosiewicz informuje również: W tej sprawie kontrolę wszczął Narodowy Fundusz Zdrowia, by ocenić prawidłowość udzielonych zmarłej świadczeń leczniczych oraz zajęła się nią Prokuratura Regionalna w Katowicach. Nim jednak coś ustalono ponad wszelką wątpliwość, część środowisk politycznych ruszyła do ataku i błyskawicznie znalazła winnego […]. Autorka podkreśla: kluczowa jest odpowiedź na pytanie, dlaczego lekarze nie ratowali życia kobiety, skoro i lekarze, i ona, co jasno wynika z esemesów, zdawali sobie sprawę z zagrożenia życia pacjentki. A przecież w takiej sytuacji lekarze mają obowiązek ratować matkę kosztem dziecka. Przypomnijmy, że przepisy prawa dotyczącego aborcji zostały zmienione na skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 r. Wcześniej obowiązująca Ustawa […] zezwalała na dokonanie aborcji w trzech przypadkach: w sytuacji, gdy ciąża stanowiła zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (gwałt, kazirodztwo) oraz w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Jedynie ta ostatnia przesłanka została uznana przez Trybunał za niekonstytucyjną, ale nie ma wątpliwości, że przepisy nadal dopuszczają możliwość przerywania ciąży w przypadku, gdy stanowi ona zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety […]. Mimo tego lekarze woleli zwlekać. Łosiewicz cytuje wypowiedź pełnomocniczki rodziny zmarłej, mecenas Jolanty Budzowskiej, która poinformowała, że postępowanie przygotowawcze jest prowadzone pod kątem błędu medycznego: „Jestem daleka od sformułowania, że śmierć tej pacjentki to prosta konsekwencja wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Sformułowanie »konsekwencja« oznacza zależność przyczynowo-skutkową, czyli gdyby nie wyrok, to pacjentka by nie zmarła. O takim związku nie możemy tutaj mówić”. W podsumowaniu Łosiewicz zauważa: Gdyby jednak się okazało, że lekarze mogli się obawiać konsekwencji prawnych z powodu ratowania życia matki, należy wrócić do rozmowy o doprecyzowaniu zapisów prawa, tak by wykluczyć wspomnianą niepewność medyczną i niepewność prawną, jeśli faktycznie miałaby ona zachodzić. Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 8 listopada br., także w formie e-wydania na Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – i oglądania ciekawych audycji telewizji
W szpitalu w Pszczynie we wrześniu 2021 r. doszło do śmierci 30-letniej ciężarnej pacjentki, u której doszło do wstrząsu septycznego. "Lekarze czekali na obumarcie płodu" - informowała na Twitterze ponad miesiąc później, 29 października, pełnomocniczka rodziny zmarłej. Sprawa szybko nabrała wymiaru politycznego, opartego na krytyce orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego ws. przesłanki eugenicznej. W całej Polsce zorganizowano marsze pod szyldem Ogólnopolskiego Strajku Kobiet i hasztagiem #AniJednejWięcej. O co chodziło w wyroku z 22 października 2020 r.? Polski Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodny z ustawą zasadniczą przepis z ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, dopuszczający dokonanie aborcji na mocy tzw. przesłanki eugenicznej ("duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu"). Zgodnie ze stanem aktualnym przerwanie ciąży dozwolone jest w dwóch przypadkach - gdy "ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej" lub gdy "zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego". Sprawą zajęła się prokuratura, a także Narodowy Fundusz Zdrowia, który przeprowadził kontrolę w pszczyńskim szpitalu. W raporcie pokontrolnym NFZ stwierdzono rażące nieprawidłowości "w organizacji, sposobie realizacji i jakości udzielonych świadczeń" w placówce w Pszczynie. W międzyczasie, sporo światła na tę sprawę rzuciły wypowiedzi medialne członków rodziny pani Izabeli, szczególnie jej mamy, która powiedziała "Super Expressowi", że dziecko, które nosiła jej córka, było zdrowe. - Oni mieli przede wszystkim ratować to dziecko. Co oni wymyślają o tej aborcji? Czy ona (Izabela) poszła po aborcję do szpitala? Nie była przecież po wypadku, to była zdrowia dziewczyna. Odeszły wody płodowe. Mieli ratować to dziecko - tłumaczyła mama zmarłej kobiety. Zaprzeczało to narracji prowadzonej przez część środowisk feministycznych i proaborcyjnych, jakoby dziecko pani Izabeli było obciążone wrodzonymi wadami genetycznymi. Jak manipulowano sprawą pani Izabeli Kulisy całej sprawy - budowania narracji i manipulowania faktami - przedstawia w tygodniku "Sieci" Dorota Łosiewicz w tekście "Śmierć w Pszczynie: anatomia manipulacji". Autorka zauważa, że choć komunikat pełnomocniczki rodziny z 29 października wskazywał, że lekarze nie mogli ratować pani Izabeli z uwagi na ubiegłoroczny wyrok TK, to "coraz wyraźniej widać, że ta sprawa nie miała nic wspólnego" z orzeczeniem Trybunału. Łosiewicz wskazuje na raport NFZ, który wskazywał, że personel "nie reagował adekwatnie do objawów klinicznych pacjentki wskazujących na rozwijający się wstrząs septyczny", a także na niewłaściwą opiekę nad pacjentką i jej dzieckiem. Autorka zaznacza - opierając się o raport NFZ - że do śmierci dziecka nie doszło z powodu jego wad wrodzonych, ale z powodu niepodjęcia próby jego ratowania. Wyczekującą postawę lekarzy potwierdzają też relacje świadków. Ponadto - narracja o istotnych wadach wrodzonych dziecka - zostaje podana w wątpliwość. Autorka artykułu dotarła do informacji, że dziecko pani Izabeli nie posiadało widocznych wad, a w badaniach prenatalnych ujawniono ryzyko zespołu Downa ocenione na 1:113. "Pani Iza nie zdecydowała się na pogłębienie diagnostyki. To prawdopodobnie znaczy tyle, że chciał urodzić syna bez względu na to, czy byłby obciążony zespołem Downa, czy nie" - pisze Dorota Łosiewicz w tygodniku "Sieci", wskazując, że takie twierdzenie znajduje poparcie w wypowiedzi matki pani Izabeli. Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, cytowany w tekście, wskazuje, że czymś "karygodnym i nieuczciwym" jest posługiwanie się wyrokiem TK "do przykrycia własnych błędów". - W tej sprawie doszło do próby manipulowania i dezinformowania społeczeństwa na temat przyczyn śmierci, a wszystko w imię ideologii. Ubiegłoroczny wyrok TK nie ma żadnego związku ze sprawą - mówił Warchoł. Dorota Łosiewicz wskazuje także, że istotne są także dla sprawy poglądy polityczne dyrektora szpitala w Pszczynie, z którymi nie krył się, szczególnie w mediach społecznościowych. Marcin Warchoł wyraził opinię, że lekarze - jako że stan kobiety był zagrażający jej zdrowiu i życiu - mogli przerwać ciążę, co nie byłoby niezgodne z prawem po ubiegłorocznym wyroku TK. "Wskazywanie na wady genetyczne płodu pozwoliło personelowi szpitala przerzucić odpowiedzialność na wyrok Trybunału Konstytucyjnego. To była doskonała zasłona dymna dla wielu zaniedbań, na które w raporcie wskazał NFZ" - czytamy w tekście. Źródło: Sieci,
dorota łosiewicz w ciąży